window.scrollY =  

PIERWSZA I DRUGA OBRONA PRZEMYŚLA. ORLĘTA PRZEMYSKIE

Rozdział VII

W Przemyślu, przynajmniej początkowo, sytuacja wyglądała zgoła operetkowo. Powołany tam ukraiński sztab nakazał aresztować polskich oficerów, po czym… samorzutnie się rozwiązał i na powrót zawiązał. Było to jednak tylko groteskowe admission do tragicznych wydarzeń, które wkrótce miały nastąpić. 

Przemyśl był wówczas znacznie ważniejszym pod względem militarnym niż obecnie miejscem na mapie Rzeczypospolitej. Z tego przede wszystkim powodu, że mieściła się tu jedna z pięciu największych twierdz ówczesnej Europy, porównywalna ze słynną w Verdun. Mogła stanowić oparcie dla każdego dowództwa i wiązać spore siły przeciwnika. W październiku panował tu spory bałagan. Większość oficerów i żołnierzy doszła do wniosku, że wojna praktycznie się już skończyła i przemyskie dworce przepełnione były umundurowanym tłumem ludzi chcących jak najprędzej udać się do domów. W ostatnich dniach października komendantem twierdzy został Polak, acz w austriackim generalskim mundurze – Stanisław Puchalski, który nie przeciwstawiał się wspomnianemu eksodusowi. Z polskiego punktu widzenia opuszczanie Przemyśla przez obcych było bardzo korzystne. Nie zmienia to jednak faktu, że nad sytuacją nikt nie panował. Tylko wielkiemu zdyscyplinowaniu mieszkańców zawdzięczamy, że miasto nie zostało totalnie rozgrabione przez hordy żołnierzy-dezerterów. Generał Puchalski wysłał do Warszawy telegram, w którym prosił Radę Regencyjną o przyjęcie w poczet oficerów odradzającego się Wojska Polskiego. Po ponad miesiącu Wojskowa Komisja Weryfikacyjna stwierdzała, że Stanisław von Ritter Puchalski ze względu na słabe nerwy nie nadaje się do służby frontowej i samodzielnych komend. Niedługo potem został przeniesiony do tzw. rezerwy oficerskiej z prawem noszenia munduru, tymczasem jednak Rada Regencyjna mianowała go... naczelnym dowódcą Wojsk Polskich w Galicji i na Śląsku. Jako szefa sztabu przydzielono mu wyjeżdżającego ze Lwowa płk. Władysława Sikorskiego. 

Ukraińcy, dowiedziawszy się o mianowaniu Puchalskiego, postanowili przyspieszyć moment zamachu. Powołana przez spiskowców, pompatycznie nazwana Ukraińska Rada Narodowa, nakazała w pierwszym rzędzie internowanie polskich oficerów przebywających w mieście. Dokonano tego 31 października. Zaraz potem Ukraińcy stwierdzili, że nie dysponują wystarczającą ilością żołnierzy ani służb cywilnych, by całkowicie zawładnąć miastem. Spora, choć za mała jednostka (ok. 600 żołnierzy i oficerów) stacjonowała w pobliskiej Żurawicy i miejskich koszarach przy ul. Smolki. Stwierdzono konieczność powołania pod broń młodzieżowych grup „Siczy” i „Sokiła”. To jednak, wobec wyraźnej przewagi ludności polskiej, było ciut za mało. 

Ukraińcy nie wiedzieli jednak, że po polskiej stronie króluje… polskie piekło. Konspiracyjne organizacje niepodległościowe nie miały zamiaru podporządkować się generałowi Puchalskiemu. Mimo że ów w chwili nominacji wydał rozkaz: Z dniem dzisiejszym obejmuję dowództwo nad wojskowymi oddziałami polskimi i żądam od nich w interesie kraju i narodu bezwzględnego posłuszeństwa i przodowania całego społeczeństwa w ładzie i porządku. Biorąc pod uwagę dalsze decyzje generała, to owa niesubordynacja była ze wszech miar słuszna. 

Rankiem 1 listopada dotarł do Przemyśla pociąg ze Lwowa, a kolejarze rozpowszechnili hiobową wieść, że Ukraińcy zajęli Lwi Gród i zaczęły się walki w mieście. I choć Przemyśl na taką ewentualność nie był przygotowany, to jak zwykle potrzeba było ludzi posiadających tyle charyzmy, by dla wspólnego celu zjednoczyć wokół siebie adwersarzy z różnych opcji. Okazali się takowymi ppor. Marian Doskowski, ks. Józef Panaś i ppor. Leon Kozubski. Jak spod ziemi pojawiły się uzbrojone grupy młodzieży. Na dworcu znalazła się ponad 40-osobowa grupa uzbrojonych chłopców i razem z kolejarzami rozbroili ukraińskie warty. Ukraińcy byli tak zaskoczeni, że oddawali broń praktycznie bez walki. Przy magazynach wojskowych na zapleczu dworca doszło do strzelaniny. Jeden z Orlików został ranny. O ukraińskich ofiarach kroniki milczą. W każdym razie zasobne magazyny znalazły się w polskich rękach.

Ppor. Doskowski z ponad 60 ochotnikami zorganizował „grupę operacyjną” i wraz z nimi zaatakował Zasanie i Lipowicę. Znajdowały się tam olbrzymie magazyny broni i amunicji. Ku zaskoczeniu atakujących Ukraińcy pilnujący arsenałów poddali się prawie bez walki. Zdobyto tak olbrzymie zapasy, że skorzystała z nich również odsiecz dla Lwowa idąca przez Przemyśl 19 listopada. Niestety, w trakcie walk o miasto utrzymanie tych magazynów kosztowało śmierć kilkorga Orląt. 

Ukraińcy ponieśli jeszcze dwie poważne porażki. W ordre de bataille zamachu było wysadzenie mostu na Sanie, by uniemożliwić polską odsiecz od strony Krakowa. Ten zamiar uniemożliwiły Orlęta ppor. Doskowskiego. Kolejną porażką było nieotrzymanie posiłków z Jarosławia. Wysłany tam kurier za sprawą kolejarzy nigdy do celu nie dotarł, a rozkazy przejęli Polacy.

Widząc przewagę organizacyjną Polaków Ukraińska Rada Narodowa zgodziła się zasiąść do stołu negocjacyjnego. Stronę polską reprezentowali przedstawiciele Zjednoczenia Towarzystw Polskich i PPS. Byli także dwaj reprezentanci miejskiej diaspory żydowskiej. Obrady w budynku ukraińskiego Narodnego Domu zakończono 2 listopada nad ranem podpisaniem umowy kończącej walki i zobowiązaniem przywrócenia porządku w mieście i w terenie. Powstała Tymczasowa Komisja Rządząca, do której weszło 4 Polaków, 4 Ukraińców i jeden przedstawiciel diaspory żydowskiej. Wydawało się, że wszystko zmierza do załagodzenia sytuacji, gdy około południa zaczęto wśród polskich oficerów i żołnierzy kolportować rozkaz gen. Puchalskiego. Wzywał on polskie oddziały do opuszczenia miasta i powiatu przemyskiego oraz przekazania władzy Ukraińskiej Radzie Narodowej. Nakazywał samorozbrojenie oddziałów cywilnych, równocześnie zakazując podejmowania walk. Argumentował, że podjęcie walki narazi cywilną ludność polską na prześladowania. Wśród Polaków zawrzało – słychać było okrzyki „zdrada”, a także hasła wzywające do postawienia generała przed sądem wojennym, jego degradacji i wyciągnięcia dalszych konsekwencji. Podobnie do generała zachowywał się Władysław Sikorski. Wysłał do Warszawy, do Rady Regencyjnej depeszę, w której pisał: Rusini panują na razie w całości w Przemyślu. Polska część jest niezorganizowana. Generał Puchalski nie dysponuje siłą. Była to oczywista nieprawda i nikt się rzecz jasna wspomnianym rozkazom nie podporządkował. 

Między innymi na skutek tych działań Ukraińcy 3 listopada zerwali porozumienie. Pierwszym ich posunięciem było wkroczenie do siedziby polskiego dowództwa i aresztowanie…. gen. Puchalskiego oraz płk. Władysława Sikorskiego. Sikorski zresztą szybko uciekł z aresztu w przebraniu kolejarza i dotarł na Zasanie. Przedostało się tam również wielu żołnierzy, którzy uniknęli niewoli oraz sporo nowych, młodych ochotników, nierzadko dziewcząt.

W dzielnicy żydowskiej powstała milicja żydowska, która – podobnie jak we Lwowie – zadeklarowała neutralność i służbę dla ochrony ludności, a potem bliźniaczo do Lwowa atakowała Polaków. Dowódcą na Zasaniu został mianowany przez płk. Sikorskiego por. harcmistrz Leon Kozubski. Wzmocnił obsadę miejscowych koszar kierując tam grupę kolejnych ochotników, tym razem swoich harcerzy z II Gimnazjum na Zasaniu. Miejscowi gimnazjaliści uszkodzili ukraińskie działa. Alfred Twaróg, Marian Wąsik i Jan Guzek wykradli zamki z tych armat i zakopali w ogrodzie Andrzeja Dybusia. Ten bohaterski czyn uniemożliwił Ukraińcom wsparcie ogniem artyleryjskim szturmu na Zasanie, co w rezultacie znacznie wpłynęło na dalszy przebieg działań wojennych w mieście. 

Poza tym na moście, gdzie dowodził ppor. Henryk Bęben-Huragan, ustawiono dwa gniazda ciężkich karabinów maszynowych, które miały uniemożliwić zamachowcom przejście przez rzekę. Przewidywania okazały się słuszne, bo już wkrótce nastąpił silny ukraiński atak. W trakcie obrony mostu został śmiertelnie ranny 17-letni ochotnik, członek Harcerskiego Klubu Sportowego „Czuwaj” – Adaś Kończy. Jest on uważany za pierwszą ofiarę walki o Przemyśl. Ukraińcy ponieśli na Zasaniu tak znaczne straty, że zrezygnowali ze zdobywania tej części miasta. A rządzili tu z nadania Kozubskiego jego koledzy – bracia Adamowscy, Burda i Hauzer.
4 listopada zamachowcy wystąpili z propozycją rozejmu. Jego skutkiem przyjęto linię rzeki San za strefę demarkacyjną. Polską stronę patrolował oddział konny wachmistrza Tatary. Zwolnieni zostali jeńcy, w tym gen. Puchalski, który pod naciskiem obrońców złożył dymisję z dowódczego stanowiska. Władzę w tej części miasta objęła Polska Rada Narodowa, skupiająca członków wszystkich działających tu stronnictw politycznych. Niestety, nie wszystko szło zgodnie z założeniami. W Żurawicy większość polskich żołnierzy nie miała zamiaru przeciwstawiać się okupującym koszary Ukraińcom. Czasem jednak złą sytuację potrafi uratować jeden człowiek posiadający charyzmę. Taką postacią niemal znikąd był ksiądz Józef Panaś

Już 4 listopada w Przeworsku zorganizował oddział odsieczy i przekazał do Przemyśla informację o rychłym przybyciu do miasta pociągu pancernego. Gdy doszło do wspomnianych rozmów o zawieszeniu broni, Ukraińcy zażądali, by pancerniak został cofnięty. Tak naprawdę o żadnym pociągu na razie nie było mowy – chodziło o wystraszenie zamachowców, którym wydawało się, że kapłan nie może kłamać. Pociąg przybył, ale dopiero 9 listopada z odsieczą z Krakowa. Wjechał przed most, ale tory były zabarykadowane i nie dojechał już do dworca. Wracając do sytuacji w Żurawicy, to właśnie płomienne wystąpienie przybyłego tu księdza spowodowało, że zanarchizowani polscy żołnierze rzucili się na zaskoczonych Ukraińców, wyrwali im broń i odzyskali koszary. Dowództwo na miejscu objął por. Maciej Suchomla i zrobił zupełny porządek w kolejnej odsłonie opanowując stację kolejową. Przywrócono w ten sposób, po krótkiej stosunkowo walce, połączenie kolejowe z Krakowem.

Ksiądz Józef Panaś

7 listopada działacz PPS – Henryk Liebermann (co ciekawe, nieprzejednany przeciwnik żydowskich ugrupowań narodowych i zwolennik asymilacji) na czele grupy demonstrantów udał się na przemyski Rynek i zaapelował o pojednanie polsko-ukraińskie. Jednocześnie ogłosił utworzenie tzw. Republiki Przemyskiej. Spodziewał się poparcia ze strony Ukraińców i srogo się zawiódł. Na demonstrantów rzuciły się bojówki uzbrojone w kije i pałki, a zaraz potem wkroczyło ukraińskie wojsko. Polacy pod bagnetami, poturbowani i ranni, zostali zepchnięci na most i na Zasanie. 

Równocześnie grekokatolicki biskup Józef Kocyłowski odprawił cykl nabożeństw dziękczynnych za „powrót Przemyśla w granice państwa ukraińskiego”. 

9 listopada dotarła do Przemyśla krakowska odsiecz majora Juliana Stachiewicza, który objął dowództwo akcji wypierania Ukraińców z miasta. Zamachowcy zaatakowali wówczas pociąg, który utknął przed mostem. Bezskutecznie i z dużymi stratami. Niestety w polskim kontrataku polegli dowódca obrony mostu por. Władysław Kramarz oraz jego adiutant chor. Ludwik Ueberall. 

11 listopada 1918 r. mjr Stachiewicz wysłał do dowództwa wojsk ukraińskich kuriera z ultimatum, w którym pisał m.in.: Miasto Przemyśl, które sami uważacie za przeważnie polskie, zostało przez Was obsadzone zdradziecko, wbrew traktatom wspólnej komisji Rad Narodowych polskich i ukraińskich. Ludność polska miasta Przemyśla, nie żądająca supremacji jednego narodu w stosunku do drugiego, pragnąca owszem zgody i porozumienia, tęskni do uwolnienia się spod Waszego jarzma i wojskowego ucisku. Widzę się zmuszonym przyjść z pomocą tej ludności i żądać oddania miasta w ręce polskich władz, zarówno cywilnych, jak i wojskowych. Z tego względu, celem uniknięcia rozlewu krwi, którą chcielibyśmy uważać za bratnią, żądam od Panów spełnienia postulatów... Dalej żądał opuszczenia miasta do godziny dwunastej. Wobec braku odpowiedzi, o godzinie 12.15 rozpoczęto ciężki ostrzał artyleryjski ukraińskich pozycji. Trwał z przerwami ponad godzinę. Po godz. 14.00 rozpoczęto natarcie. Drewniany most drogowy zaatakował 5 Pułk Piechoty Legionów pod dowództwem por. Henryka Kroka-Paszkowskiego. Bardzo szybko przeszli przez opuszczane w popłochu ukraińskie pozycje. Wzięto przy tym ponad 30 jeńców. Równolegle atakował swą grupą szturmową por. Mikołaj Freund-Krasicki. Dokonał tu dość brawurowego czynu. Pod ogniem ukraińskich kaemów przebiegł przez most i lekko ranny rzucił wiązkę granatów w gniazdo ukraińskich cekaemów. Zlikwidował niebezpieczeństwo dla swych żołnierzy, tym bardziej, że przerażeni Ukraińcy z drugiego gniazda, pod wrażeniem czynu i śmierci swych kompanów, podnieśli ręce do góry. Porucznik otrzymał za ten czyn Virtuti. W 1939 roku, już w stopniu pułkownika, dowodził Brygadą KOP „Wołyń”. Jego nazwisko widnieje na Liście Katyńskiej. Zamordowany został w Charkowie.

Drewnianą kładkę dla pieszych tuż przy Domu Robotniczym zaatakował 8 Pułk Piechoty Legionów por. Bolesława Zajączkowskiego. Z łatwością wyparli stamtąd Ukraińców, którzy znaleźli się w kleszczach, bowiem przez zdobyty właśnie most drogowy na drugą stronę rzeki przejechał szwadron kawalerii zachodząc wroga od zaplecza.

Wielką rolę w tym i dalszych atakach odegrał harcerz, współzałożyciel Hufca „Czuwaj” Adaś Kordecki

Adaś Kordecki

Pod ochroną pociągu pancernego przez most kolejowy zaatakowała grupa Orląt z tzw. Kompanii Przemyskiej, zdobywając most kamienny. Atakujący przebiegli most i obrzucili okopy ukraińskie granatami tak szybko, że wróg ponownie zupełnie zaskoczony nie zdołał stawić oporu. Około trzeciej po południu Polacy przeszli San na wszystkich odcinkach i przystąpili do zmasowanego natarcia na ukraińskie pozycje w centrum. 

Oddział ppor. Adama Mantla zaatakował dworzec osobowy likwidując pozycje wroga pomiędzy ulicami: Mniszą, Jagiellońską i Kolejową a placem na Bramie. Niestety na placu na Bramie Orlęta dostały się w silny, krzyżowy ogień karabinów maszynowych z zaułka ul. Słowackiego. Jak się wkrótce okazało, Ukraińców wspomagały dwa plutony milicji żydowskiej.     

W tym czasie, nie mogąc zdobyć dworca od czoła, polskie oddziały obeszły zabudowania od strony torów. Ukraińcy zagrożeni całkowitym okrążeniem wycofali się do koszar przy ul. Smolki i magazynów kolejowych. Część z nich znalazła się w magazynach kolejowych przy ul. Mickiewicza. Zajęła się nimi szybko i skutecznie przybyła właśnie Legia Oficerska. Wkrótce na dworcu zainstalował się sztab mjr. J. Stachiewicza. 

Kolejna grupa Orląt dowodzona przez ppor. Teofila Wiśniewskiego zajęła ulicę Jagiellońską. Następna grupa – ppor. Morelowskiego – stoczyła ciężką walkę w rejonie ul. Franciszkańskiej. Walkę zakończyła niespodziewana dla obu stron szarża 2 Pułku Ułanów Legionów. Z kolei część spieszonych ułanów zaatakowała i zdobyła kasyno oficerskie przy ul. Grodzkiej oraz magistrat. Około dziesiątej w nocy walki ustały. Większość miasta znajdowała się w polskich rękach. Polskie warty zauważyły nad ranem nerwowe ruchy na ukraińskich pozycjach. Jak się wkrótce okazało, Ukraińcy opuszczali swe pozycje wycofując się w kierunku Chyrowa. 12 listopada przybyła do Przemyśla kolejna grupa krakowskiej odsieczy gen. Juliusza Bijaka, który na krótko przejął dowództwo operacji. 14 listopada Przemyśl był wyzwolony, choć nie był to jeszcze koniec tutejszych walk. Sytuacja zmieniła się o tyle, że miasto wyznaczono jako etap ostatnich przygotowań odsieczy dla Lwowa. Trwały one do 18 listopada. Tego i następnego dnia odsiecz została przetransportowana do Lwiego Grodu pięcioma składami pod osłoną pociągu pancernego „Śmiały”. Całością dowodził wówczas ppłk Michał Karaszewicz-Tokarzewski. Tuż przed wyjazdem Tokarzewski wydał rozkaz o nałożeniu kontrybucji na żydowską ludność Przemyśla za wspomaganie Ukraińców w walce z Polakami. Kontrybucja wynosiła 3 mln austriackich koron. Po wielu protestach i zobowiązaniu ze strony władz kahału, że więcej nie będą przeciw Polakom występowali, rozporządzenie zostało anulowane. Zobowiązanie ze strony diaspory, jak się już wkrótce okazało, pozostało wyłącznie na papierze. Jednak trzeba powiedzieć, że byli również młodzi Żydzi, którzy walczyli po stronie polskiej. 

Gdy po wyjeździe głównych sił miasto zostało osłabione, Ukraińcy ponowili próbę jego zajęcia, co było zaskoczeniem dla Polaków. Przecież opanowanie Przemyśla odcięłoby walczący Lwów od pomocy z centralnej Polski. Utworzono co prawda Wojskowy Okręg Przemyski obejmujący powiaty: Sanok, Przeworsk, Nisko, Lesko i Dobromil, ale głównym zajęciem Polskiej Komisji Likwidacyjnej była obsada stanowisk. Gdy polski wywiad doniósł o poważnej ukraińskiej koncentracji, por. Leon Kozubski wraz z por. Franciszkiem Dudzińskim i ppor. Bębnem-Huraganem postanowili przeprowadzić kontratak prewencyjny. Zebrali pod swoją komendą kilka szwadronów ułanów, Kompanię Żywiecką, kompanię ochotniczą oraz dwie baterie artylerii (w tym jedną konną). Do walki nie doszło, ponieważ Ukraińcy opuścili w popłochu swe stanowiska w okolicy wsi Niżankowice. Polacy powrócili do Przemyśla 25 listopada, lecz tu dowódców ekspedycji czekała niemiła niespodzianka. Gen. Juliusz Bijak, który nic o akcji nie wiedział, nakazał ich aresztować i postawić przed sąd dyscyplinarny. Na szczęście gen. Bijak został wkrótce odwołany, a jego następca, gen. Zygmunt Zieliński, zarządził abolicję, tym bardziej, że sytuacja na froncie się poważnie zmieniła. Ukraińcy przeprowadzili kontrnatarcie na Chyrów i wyparli stamtąd oddziały polskie aż do linii Sanoka i przedmieść Przemyśla. W mieście obserwowano uaktywnienie się środowisk ukraińskich i wspomagających ich ponownie przemyskich Żydów. Polska Rada Narodowa wydała rozkolportowaną obwieszczeniami odezwę wzywającą Polaków do zgłaszania się do milicji miejskiej dla utrzymania porządku oraz do ochotniczego naboru do wojska. Zapasy broni i amunicji były tutaj, w odróżnieniu od sytuacji przy pierwszej Obronie Lwowa, wystarczające. Gen. Zygmunt Zieliński otrzymał od J. Piłsudskiego rozkaz przeprowadzenia kontrofensywy w kierunku na Chyrów i Sambor w celu bezwzględnej likwidacji jednostek ukraińskich. Zorganizował natychmiast grupę uderzeniową składającą się z samodzielnych batalionów mjr. Więckowskiego, ułanów rotmistrza Bogusza oraz baterii artylerii poruczników Cybulskiego i Pilcha. Razem w sile ponad 2000 karabinów, 12 ciężkich karabinów maszynowych, pułku ułanów i 6 dział. Ofensywę rozpoczęto 11 grudnia i pod Grochowcami i Hermanowicami nawiązano kontakt z nieprzyjacielem. Główne natarcie wyparło Ukraińców do Niżankowic i Fredropola. Tu rozegrało się główne, decydujące starcie w bitwie o Przemyśl. Krwawe, bezlitosne, w którym nie brano jeńców. Wziął w nim udział 10 Ochotniczy Pułk Piechoty por. Dudzińskiego złożony całkowicie z młodzieży gimnazjalnej i rzemieślniczej. Pułk poniósł niezwykle dotkliwe straty. Oto lista poległych wówczas i w pierwszej obronie miasta:

Mieczysław Bitmar – uczeń I Gimnazjum im. J. Słowackiego w Przemyślu. Poległ w walkach na placu na Bramie 11 listopada 1918 r.
Michał Gliński – szeregowiec, zmarł z ran 12 grudnia 1918 r. 
Izaak Klugman – Żyd, podchorąży, poległ 11 listopada 1918 r.
(?) Krypel – szeregowy, poległ 11 listopada 1918 r.
Adam Kończy – harcerz, syn kolejarza, poległ 4 listopada 1918 r.
Władysław Nastal – legionista, śmiertelnie ranny 16 listopada 1918 r.
Wiktor Pertek – osiemnastoletni ochotnik z Krakowa, zmarł z ran 24 grudnia 1918 r.
Marian Schultz – uczeń VIII klasy Gimnazjum na Zasaniu, ranny 11 listopada, zmarł 8 grudnia 1918 r. Miał 17 lat.
Jerzy Szlapa – szeregowiec, poległ 11 listopada 1918 r.
Wrocisław Smoleński-Zagłoba – podchorąży 5 Pułku Legionów, poległ przy zdobywaniu dworca kolejowego 11 listopada 1918 r.
Nikodem Sozański – kolejarz, ochotnik, ranny 11 listopada na placu na Bramie, zmarł 27 grudnia 1918 r.
Stanisław Wojtowicz – starszy legionista, poległ 11 listopada 1918 r.
Ludwik Ueberall – Żyd z I Gimnazjum im. J. Słowackiego w Przemyślu, chorąży, ranny 11 listopada, zmarł 4 grudnia 1918 r.
Ppor. Władysław Kramarz – poległ 11 listopada 1918 r.
Bronisław Presch – uczeń I Gimnazjum im. J. Słowackiego.
Kpr. Samson Pelikan – Żyd, ochotnik. 
Sierżant Wojciech Ziobro – lat 18. 
Stanisław Artwiński – uczeń Gimnazjum w Przemyślu, zginął w bitwie pod Niżankowicami 13 grudnia 1918 r. i wraz z kilkunastoma kolegami pochowany został we wspólnym grobowcu w Przemyślu.
Ferdynand Blecha – żołnierz Kompanii Żywieckiej, poległ pod Niżankowicami.
Irena Beneschówna – legionistka, sanitariuszka, poległa nie w obronie stacji kolejowej pod Niżankowicami, jak teraz piszą, choć na tej stacji, 13 grudnia 1918 roku. Jej ciało znaleziono na pobojowisku. Ale fakty najpełniej opisała jej koleżanka, również sanitariuszka Antosia Mokłowska. W Niżankowicach zatrzymaliśmy się pięć dni. Widziałyśmy tam zwłoki sanitariuszki zabitej dzień przed naszym przyjściem. Jakiś oddział cofał się przed Ukraińcami, jeden z żołnierzy padł, sanitariuszka została, myśląc, że ranny. Dostała lekki postrzał w szczękę, co gorsza dopadli ją Ukraińcy. W jakimś chlewiku zobaczyłyśmy jej zwłoki, przebrane w okropne gałgany obok trupa żołnierza, przy którym się zatrzymała, aby spełnić obowiązek sanitariuszki. Miała złamany obojczyk, pokłute bagnetami obie nogi, otwarte oczy i usta. Chłopaki ruskie żałowały jej bardzo i opowiadały straszne rzeczy o tym, co się tutaj stało, o swoich żołnierzach. Jakiś komitet w Przemyślu pochował biedactwo z honorami. 
Szer. Jan Czerwienia – poległ 13 grudnia pod Niżankowicami. 
Cygan, nieznanego nazwiska – ranny 13 grudnia 1918 r. pod Niżankowicami, zmarł 16 grudnia.
Tadeusz Durkacz – 15-letni uczeń VIII klasy Gimnazjum na Zasaniu w Przemyślu. Syn naczelnika stacji kolejowej w Żurawicy. 
Ppor. Tadeusz Dziurkiewicz
Szer. Jakub Jagorz – ochotnik z Kompanii Żywieckiej, poległ pod Niżankowicami 13 grudnia 1918 r. 
Szer. Jakub Kamradzki – ochotnik, ranny 13 grudnia 1918 r. pod Niżankowicami, zmarł 16 grudnia tego samego roku.
Szer. Józef Kamradzki – ochotnik, brat Jakuba, poległ 13 grudnia 1918 r. pod Niżankowicami. 
Józef i Tadeusz Kędzierscy – bliźniacy, 17-letni uczniowie VIII klasy Gimnazjum na Zasaniu w Przemyślu, polegli 13 grudnia pod Niżankowicami.
Wachm. Janusz Kiersnowski – ułan 1 Pułku, okrutnie zamordowany przez Ukraińców, zwłoki znaleziono 24 grudnia 1918 r. w Siedliskach. 
Szer. Zygmunt Krawczyk – ochotnik z Sosnowca. Ranny pod Niżankowicami, zmarł 14 maja 1919 r. Miał 18 lat.
Kpr. Stanisław Latocha 
Pchor. (?) Łuczyński
Franciszek Mackiewicz – członek załogi pociągu pancernego „Śmiały”. Zginął pod Niżankowicami 15 grudnia 1918 r. Został pochowany na Rakowicach w Krakowie.
Wacław Motyka – 17-letni uczeń VIII klasy Gimnazjum na Zasaniu. Poległ pod Niżankowicami 13 grudnia 1918 r. 
Ppor. Wacław Nowosielski
Ferdynand Nowak – 16-letni uczeń Państwowej Szkoły Handlowej w Przemyślu. Poległ 13 grudnia 1918 r. pod Niżankowicami.
Alfons Nożycki – uczeń IV klasy Gimnazjum w Przemyślu. Poległ pod Niżankowicami 13 grudnia 1918 r. Miał 17 lat.
Por. Jan Ogarek – został ranny 24 grudnia 1918 r. pod Wołczą (Nowe Miasto), zmarł 25 grudnia 1918 r. w szpitalu, został pochowany w Przemyślu.
Jakub Osostowicz – 17-letni uczeń, harcerz. Założyciel koła Filaretów w Gimnazjum na Zasaniu. Poległ 13 grudnia pod Niżankowicami.
Alojzy Pluciński – pochodził z Radomia, poległ pod Niżankowicami 13 grudnia 1918 r.
Adam Płonka – uczeń VII klasy Gimnazjum im. J. Słowackiego w Przemyślu, poległ pod Niżankowicami 13 grudnia 1918 r.
Ppor. Ludwik Robakowski – ułan i student Politechniki we Lwowie. Zginął w walce o Siedliska 17 listopada 1918 r. Pochowany na Cmentarzu Orląt we Lwowie.
Władysław Ryż – uczeń VIII klasy gimnazjum, ciężko ranny 13 grudnia w pod Niżankowicami, zmarł 16 grudnia. 
Alfons Różycki – uczeń gimnazjum, poległ pod Niżankowicami 13 grudnia 1918 roku i wraz z kilkunastoma kolegami pochowany został we wspólnym grobie w Przemyślu. Zdzisław Konieczny, autor prac na temat Obrony Przemyśla napisał, że został wzięty do niewoli przez Ukraińców i tego samego dnia zamordowany.
Szer. Roman Rupa – ochotnik, rzemieślnik z Krakowa. Poległ pod Niżankowicami 25 listopada 1918 r. i tam został pochowany.
Marian Schulz – uczeń gimnazjum, poległ w pod Niżankowicami 13 grudnia 1918 roku. 
Roman Sukiennicki – uczeń VIII klasy Wyższej Szkoły Realnej we Lwowie. Pod Jaksmanicami dostał się do ukraińskiej niewoli, gdzie został zamordowany 4 grudnia 1918 r. Miał 19 lat. Pochowany jest na warszawskich Powązkach.
Por. Kazimierz Szaller
Szczepan Szumiński – ochotnik, poległ pod Chyrowem w 1918 r.
Szer. Franciszek Szydłowski – ochotnik z Dąbrowy Górniczej. Poległ pod Niżankowicami 22 listopada 1918 r. Miał 18 lat.
Sierżant Antoni Trzepla – żołnierz Legionów z Krakowa Płaszowa, poległ pod koniec listopada 1918 r. pod Niżankowicami i tam został pochowany.
Pchor. Józef Zeiger
Kpt. Adam Zając 
Mieczysław Zaleszczyk – 17-letni uczeń Państwowej Szkoły Handlowej w Przemyślu. Poległ pod Niżankowicami 13 grudnia 1918 r.
Ułan Antoni Zagrodziński – 1 Pułk Ułanów, poległ pod Cykowem 14 grudnia 1918 r. Pochowany w Przemyślu. 

Powyższa lista poległych zawiera tylko część nazwisk. Przyjmuje się powszechnie, że w obronie miasta poległo ok. 200 walczących, a większość z nich to właśnie Orlęta. Jak pisali poeci z Juliuszem z Krzemieńca i Krzysztofem Kamilem z Warszawy na czele, od ponad dwóch stuleci strzelamy do wrogów wyłącznie brylantami. A przecież Obrona Przemyśla to tylko maleńki ułamek wielkiej całości.  

O wzniesieniu pomnika poległym bohaterom myślano od początku, choć realizację odłożyły początkowo dni i miesiące trwającej ciągle wojny polsko- ukraińskiej, a potem wojny bolszewickiej. Potem zaś kolejne swary, a także codzienne prozaiczne obowiązki wobec młodej Najjaśniejszej. Aż wszystkich zawstydzili młodzi uczniowie II Gimnazjum im K. Morawskiego z przemyskiego Zasania. Jesienią 1924 roku złożyli w ratuszu projekt wzniesienia pomnika Orląt Przemyskich. I znowu sporo czasu minęło, uczniowie zdążyli wydorośleć, bo dopiero w 1936 roku powołano Społeczny Komitet Budowy Pomnika, a przewodniczącym tegoż gremium obrano prezydenta miasta Leonarda Chrzanowskiego. Pomnik powstał wreszcie dwa lata później według projektu inż. Jana Turkowskiego, a towarzyszące mu rzeźby wykonano w pracowni rzeźby lwowskiego Wydziału Sztuk Pięknych UJK prof. Józefa Starzyńskiego. Odsłonięcie miało miejsce w czasie ostatnich obchodów Święta Niepodległości przed wojną – 11 listopada 1938 roku. Zdawałoby się, że niszczenie pomnika to dopiero czas przyszłej wojny, ale już wiosną 1939 roku grupa Ukraińców podjęła próbę wysadzenia monumentu w powietrze. Nie udało im się to tylko przez przypadek. Ktoś z okolicznych mieszkańców zauważył nad ranem kręcące się w okolicach pomnika postacie i natychmiast zawiadomił policję. Zamiar udaremniono, ale nie złapano sprawców. We wrześniu 1939 roku miasto zostało przedzielone na Sanie dwiema okupacjami. Część z pomnikiem znalazła się pod administracją niemiecką. Niemcom, znającym polsko-ukraińskie animozje, nie zależało na likwidacji pomnika podtrzymującego ten konflikt. Ale po licznych interwencjach wyrazili zgodę na likwidację monumentu, co nastąpiło przy ich pomocy jesienią 1940 roku. Rzeźby przekazano do przetopienia na działa. Pozostawiono jedynie główny pylon pomnika, na którym ustawiono koślawą rzeźbę tryzuba. Pod nim w lipcu 1941 roku ustawiono trybunę, z której przemawiał – entuzjastycznie tu witany przez Ukraińców – wizytujący wówczas miasto Hans Frank.

Niemcy są, jak wiadomo, narodem dokładnym. Po wojnie znaleziono dokumenty, z których wynikało, że inicjatorem akcji był Ukrainiec, współpracownik gestapo – Josif Pajdasz. Po wojnie jednak ów „działacz” zmienił front, a nowa władza szukała legitymizacji we wszystkich środowiskach. Skoro czarnej karty kolaboracji nie dało się wymazać, skazano go na sześć lat więzienia, ale na mocy amnestii 1946 roku opuścił areszt. To wszystko w czasie, gdy akowcy byli masowo wywożeni na Sybir, a pozostali wtrącani do (poniemieckich) obozów i więzień i równie masowo mordowani. O odbudowie pomnika za czasów PRL-u nie mogło być rzecz jasna mowy, choć w latach osiemdziesiątych założono konspiracyjne Stowarzyszenie Upamiętnienia Orląt Przemyskich i działający przy nim Komitet Odnowy Pomnika. Wszedł do niego śp. Stanisław Baraniecki, który w trakcie niszczenia pomnika w 1940 roku uratował i ukrył w ogrodzie swego domu jedną z płaskorzeźbionych płyt spiżowych. Rozprowadzano cegiełki i znaczki Poczty „Solidarność” na cel odbudowy. Wspomniana płyta stała się kamieniem węgielnym odtworzonego i odsłoniętego 11 listopada 1994 roku pomnika. Jednak i teraz nie bez pewnych kłopotów – bo interweniowały w tej sprawie władze nowego państwa ukraińskiego. W prasie krajowej zapytywano, czy symbolika pomnika nie nabierze wyraźnego, antyukraińskiego charakteru. Powojenny i prawie identyczny jak oryginalny pomnik stanął w nowej lokalizacji, obok dawnego Domu Robotniczego, gdzie przez długi czas mieściła się Komenda Obrony Przemyśla. Plac nazwano imieniem Orląt Przemyskich. Podobnie pobliski most na Sanie i aleję doń prowadzącą.

więcej