
WILHELM, CZYLI WASYL
Rozdział II
21 listopada 1916 roku Austro-Węgry straciły władcę, który zapewnił temu imperium ponad pół wieku pokoju. Umierał w poczuciu klęski i zdawał sobie sprawę, że wojna źle rokuje monarchii Habsburgów. Podobno tuż przed śmiercią miał powiedzieć: monarchia idzie na dno, ale przynajmniej z honorem. Podobno też jednym z dokumentów, jakie wcześniej podpisał, był akt 5 listopada powołujący samodzielne państwo polskie pod patronatem Niemiec i Austro-Węgier. To fragment szeroko rozumianego testamentu władcy, któremu we wszystkich wymiarach następca, Karol Habsburg, poważnie się sprzeniewierzył. Austriacy wymyślili sobie, że utworzą małą monarchię ściśle powiązaną z Wiedniem. Czy wręcz unią? Całkiem możliwe, przecież nie zamierzano odejść od habsburskiej dewizy „świat to za mało”.
W tym miejscu warto przedstawić postać nieco zapomnianą, choć przecież jego biografią zainteresował się bardzo poważnie amerykański historyk Timothy Snyder, tworząc na bazie faktów „oszałamiającą apologetyczną bzdurę”. Chodzi o postać Wilhelma Habsburga zwanego Wasylem Wyszywanym, dość niezrównoważonego syna księcia Karola Stefana z linii żywieckiej (nie należy mylić go z cesarzem). Wilhelm, wychowany w żywieckim zamku, z nudów wiele czytał i uczył się języków (biegle mówił po polsku i włosku). Ale przy tym przedkładał nad dziewczęce towarzystwo chłopców (najchętniej silnych synów włościańskich) i bardzo lubił paradować (nawet publicznie) w damskich fatałaszkach, a we wnętrzach zamkowych nierzadko nawet w damskiej bieliźnie. Ale Polska, której miał w założeniu tronować, bardzo szybko mu się znudziła. Może dlatego, że nie spotykał się ze spodziewaną akceptacją polskich sfer.
Więcej
×
Ojciec Wilhelma, Karol, bardzo bolał nad „pasjami” syna i umieścił go w szkole wojskowej na czeskich Morawach. I to nie pomogło. Młody Wilhelm za zgodą cesarza Franciszka Józefa został stamtąd wydalony w wieku 16 lat, ponieważ zbytnio demoralizował otoczenie. Zaraz potem młodzieniec, chyba z nudów, przeczytał „Ogniem i mieczem” Sienkiewicza i – wbrew oczywistej wymowie książki – zachwycił się…. Chmielnickim i jego postępowaniem. Zapałał niezwykłą „sympatią do ludu ukraińskiego i jego zwyczajów”, jak sam mówił. Jego rodzice zobaczyli wówczas pewną szansę na powrót Wilhelma do względnej normalności, co było komplementarne z ówczesnymi planami dworu. Galicja i Lodomeria, a także ziemie ruskie pod okupacją rosyjską (nie jest to pleonazm) jawiły się Franciszkowi Józefowi jako ziemie, które dawałyby szanse przetrwania stojącemu na glinianych nogach imperium. Tu widział teren do militarnego starcia z Rosją, które nota bene od dawna przewidywał. I to on, niezależnie od później snutych opowieści, zwrócił się do stryjecznego bratanka z sugestią zainteresowania tematem tych ziem i ludu. Miast szkolić jakiegoś Rusina (czytaj Ukraińca) na przyszłego koronowanego przywódcę, wytypował Wilhelma. Tym bardziej, że tak naprawdę pośród tamtejszych ludzi jedynym możliwym innym wyborem był metropolita Szeptycki. Ale przecież skutkowałoby to komplikacjami z Rzymem. Purpurat zatem nie wchodził w rachubę, a poza tym płynęła w nim także polska krew – ta nieprzewidywalna. No i potem został przez Rosjan internowany.
Ale z Wilhelmem był kłopot. Zaczął bowiem czytać dzieła Marksa, Engelsa i im podobnych, chwytać idee i… je głosić, zaszczepiając na gruncie tworzącego się narodu. Lewicowe sympatie syna w żaden sposób nie mogły być tolerowane przez tatusia-Karola, którego z dużą sympatią akceptowała część krakowskich środowisk konserwatywnych. Po porażce ze szkołą oficerską wykonano jeszcze jeden krok. Wilhelm Habsburg wszedł bocznymi drzwiami do wyższej izby wiedeńskiego parlamentu, a niedługo później przyjęto go do wiedeńskiej loży masońskiej - Bractwa (Zakonu) Złotego Runa. Ale Wilhelm zapałał wówczas ochotą do kariery wojskowej. Zapowiadało się dobrze, bo wybrał sobie pułk złożony wyłącznie z Ukraińców. By zdobyć ich sympatię, nakazał sobie uszyć dziesiątki haftowanych, ludowych lnianych koszul, które zakładał zamiast munduru. Zaczął też podpisywać się imieniem Wasyl. Miało to swoją dobrą stronę, bo zaczął głosić, że Ukrainę należy wyzwolić spod rosyjskiego panowania. Zdobył tym samym poklask kleru grekokatolickiego i części Polaków. Tych ostatnich tylko chwilowo, bo zaraz ostrze walki o samostanowienie nowego tworu skierował w polską stronę. Pierwszym tego objawem było „chronienie” ukraińskich żołnierzy i niższych oficerów przed polskimi dowódcami oraz władzami lokalnymi.
Wspomniany wyżej testament Franciszka Józefa widział królestwo polskie zjednoczone z ziem wszystkich zaborów, z pewnymi ograniczeniami rzecz jasna. Ale i to wystarczyło, by w Berlinie zasiać ziarno niepokoju. Jak widać niesnaski w łonie rodu habsburskiego były dość wyraźne. W rezultacie Karol Stefan Habsburg (ten żywiecki i tatuś „Wasyla”) znalazł się w patowej sytuacji. Tym bardziej, że syn już otwarcie głosił secesję przyszłej Ukrainy. Pierwsze wątpliwości złagodziła, kosztem klęsk rzecz jasna, sytuacja frontowa. Pozornie wzajemnie się to wyklucza, ale jednak…. Rosjanie, wyraźnie niedocenieni przez Austriaków, zwyciężali ich na każdym kroku i nieustannie parli na zachód. Miało na to również wpływ skandaliczne dowodzenie Wilhelma, nie wiedzieć czemu noszącego stopień oficerski. Został on odwołany z frontu i przerzucony w meandry polityki. Zaczęło się od spotkania z cesarzem Karolem i długich deliberacji nad kształtem przyszłej Ukrainy pod berłem „Wasyla”. Szczególnie, że młody Habsburg był całkowicie akceptowany przez przywódców młodego narodu.
Niedługo później „nasz” Wilhelm, ku zaskoczeniu wielu, powrócił na front. Z marnym skutkiem, można by to skwitować, gdyby nie setki ofiar wśród podległych mu żołnierzy. A efekty tego fatalnego dowodzenia? Awans oficerski i krzyż żelazny od cesarza. Awans miał jeszcze drugie dno – Wilhelm we Lwowie, gdzie najczęściej bywał, odkrył w sobie artystę… wywołując zachwyt w ukraińskich gremiach. Dokonywano rezerwacji Teatru Wielkiego na żołnierskie przedstawienia „sztuk” przez niego pisanych. Poza tym, gdzie tylko mógł, urządzał wieczory poetyckie, na których czytał swoje wiersze odziany w strój ukraiński. To wówczas dostał od Polaków przezwisko i stał się Wasylem Wyszywanym. Co ciekawe akceptował ten zestaw. Jak to określił wspomniany Timothy Snyder: Wilhelm Habsburg otrzymał we Lwowie nową tożsamość, którą bez reszty zaakceptował. Egzemplifikacją owej akceptacji było powitanie przez niego powracającego z rosyjskiego internowania Andrzeja Szeptyckiego na Dworcu Głównym we Lwowie 10 września 1917, gdzie wystąpił w swym typowym stroju i po ukraińsku wygłosił własny, okolicznościowy poemat. Co ciekawe metropolita go wówczas pobłogosławił, a wkrótce w jednej ze swych homilii powtórzył akceptację dla jego monarchicznych planów. Teraz już cesarz Karol miał nieskrępowane ręce. W Wiedniu, nie wiadomo dlaczego, tliła się jeszcze nadzieja na ocalenie imperium i 18 lutego 1918 roku zdecydowano o sfinansowaniu dywizji nazwanej początkowo roboczo Grupą Bojową Arcyksięcia Wilhelma, złożonej z ukraińskich oficerów, żołnierzy i… ochotników. Ale na bezpiecznym terenie – w Odessie. Jednak Wilhelm-Wasyl zdecydował się na zagranie stricte propagandowe. Przeprowadził mianowicie tę grupę na teren dawnej Siczy. Entuzjazm Ukraińców był nieokiełznany. Wkrótce siły grupy wzrosły do ponad 15 tys. żołnierzy, a całość otrzymała nazwę Strzelców Siczowych. Arcyksiążę posunął się znacznie dalej w swych populistycznych działaniach. Ogłosił abolicję dla wszystkich dezerterów wstępujących do tej formacji, a nowym (włościanom) obiecał nadania ziemskie, które w przypadku ich śmierci miały otrzymać rodziny. Zwiększona popularność poskutkowała zmianą image’u. Wasyl założył skórzany płaszcz i burkę, wsiadł na konia i powołał gwardię konną – Korpus Zaporoski. Teraz był pełnym ukraińskim wodzem. Jednak znowu dał o sobie znać rozdźwięk austriacko-niemiecki. Sytuacja na froncie zmieniła się o tyle, że to właśnie Niemcy zaczęli dyktować warunki. Oto Berlin, jako główny sygnatariusz traktatu brzeskiego (Austria tylko w nim uczestniczyła), na żądanie bolszewickiego już rządu rosyjskiego, cofnął poparcie dla kijowskiego rządu ukraińskiego. Ewentualna koronacja Karola Habsburga na króla nowej Polski też przestała wchodzić w rachubę. Ale jesteśmy na Ukrainie... Niepiśmienni ukraińscy włościanie nie za bardzo rozróżniali Niemców od Austriaków. Powołany właśnie proniemiecki rząd Skoropadskiego nie miał instrumentów, by dostarczyć stacjonującym wojskom żywność. Zaczęły się więc rekwizycje i rabunki i tak głodujących wsi. Skutek był taki, że chłopi tworzyli bandy napadające na żołnierskich maruderów. Jednym słowem niezły bałagan. A co na to Wasyl Wyszywany? W październiku 1918 roku udał się do Czerniowiec i… uciekł do Wiednia. Tu jednak został poinformowany, że plany monarchiczne nie zostały tak zupełnie zarzucone, tylko „święty” cesarz popiera dłuższy i niejako „pośredni” czas ich realizacji. Karol jeszcze nie wiedział, że za niecały miesiąc będzie musiał, by ratować życie, chyłkiem opuścić Schönbrunn przebierając się w mundur dowódcy jazdy. Wilhelm został zmuszony do poprowadzenia swych wojsk na miasta, co do których Polacy (Polski Komitet Narodowy i Rada Regencyjna) zgłaszały oczywiste pretensje. Powracająca na swe ziemie odradzająca się Rzeczpospolita stanowiła największe zagrożenie dla planów utrzymania choć ograniczonej monarchicznej Austrii. Trzeba było zatem popierać Ukraińską Republikę Ludową. Skoro do Kijowa wkroczyli bolszewicy, jedyna realną stolicą był Lwów. Zresztą to dotychczasowa stolica Galicji i Lodomerii. W tym czasie wspomniany wyżej Skoropadski, który zmieniał poglądy jak chorągiewka na wietrze, uciekł z Niemcami na zachód (choć jeszcze przed chwilą widział Ukrainę połączoną z Rosją), bo został obalony przez Semena Petlurę. Ten ostatni przejął dowodzenie nad Strzelcami Siczowymi po wspomnianej ucieczce Wilhelma-Wasyla. To jeszcze nie koniec komplikacji. Wilhelm zatem nie miał kogo przeciw Polakom prowadzić, bo był dowódcą li tylko na papierze. Postanowił więc odbudować swą pozycję. Okazja do tego nadarzyła się wkrótce. A jej twórcą był sam Petlura. Bo realnie oceniając niebezpieczeństwa i szanse, już od dawna stawiał na współpracę z Polską, by utworzyć niezależne państwo ukraińskie. Widział go w opozycji do Rosji Sowieckiej. A jak był niebezpieczny dla bolszewii, niech świadczy fakt, że 25 maja 1926 roku zamordował go w Paryżu sowiecki agent Szolem Szwartzbard, motywując zabójstwo zemstą za pogromy żydowskie na Ukrainie. A przecież Petlura zaciekle zwalczał pogromy, pogromiarzy zawsze karząc śmiercią.
Oto nasz Wilhelm po porażce w wojnie z Polską (w której nota bene po raz kolejny wykazał się za cenę życia setek żołnierzy głupotą i nierzadko tchórzostwem) powrócił do swych młodzieńczych fascynacji komunizmem. Począł pisać memoriały pod hasłami wziętymi wprost z „Manifestu Komunistycznego” sytuacyjnie przerobionymi, np. Ukraińcy wszystkich ziem, łączcie się. Co ciekawe, natychmiast go przyjęto do gremium rządowego Ukraińskiej Republiki Ludowej i zaproponowano tekę szefa dyplomacji, co przyjął z ukontentowaniem. I to właśnie on zablokował pierwsze porozumienie z Polską, gdy przyszło się Ukraińcom w 1919 roku bronić przed bolszewikami, a sami byli zbyt słabi. Gdy w końcu do takiego sojuszu doszło (Piłsudski – Petlura) Wilhelm złożył dymisję z zajmowanego stanowiska. Od 1920 roku mieszkał w Monachium, nawiązując kontakt z międzynarodówką. Ojciec Karol się go wyrzekł, więc odpowiedział cyklem apologetyczno-biograficznych artykułów, w których wykpiwał Habsburgów (oprócz siebie rzecz jasna), ze specjalnym ostrzem skierowanym w ojca, któremu przypisywał dużą rolę w upadku Austro-Węgier, głównie z powodu… propolskich sympatii. Trzeba jeszcze dodać, że do sztabu Tuchaczewskiego, głównodowodzącego bolszewickimi wojskami zbliżającymi się do Warszawy, słał dziesiątki depesz podpowiadających, jak wykorzystać wady Polaków dla odniesienia zwycięstwa. Choroba umysłowa księcia szybko postępowała. W 1921 roku powołał mianowicie ukraiński rząd emigracyjny, tzw. Ukraińską Generalną Radę, która tytułowała go… królem Wasylem Wyszywanym Pierwszym! A do kompletu stworzono herb królewski. Była to tarcza z rysunkiem ukraińskiego włościanina z sierpem i młotem w dłoniach na czerwonym tle. Jednak królewska pozycja mu się bardzo szybko znudziła, bo wkrótce wyjechał do Hiszpanii na dwór Alfonsa XIII. Tyle tylko, że na krótko, bo dwór madrycki nie przywykł do takich obyczajów. Nie pomogły „wspólne królewskie” fascynacje automobilizmem. Wilhelm, czyli Wasyl musiał wyjechać do Paryża. Tutejsze żądne sensacji gazety pisały: Wilhelm lubił posmak wulgarności, a także posmak Orientu. Zakłady, które, jak zanotowała policja, „wytrwale” odwiedzał, miały arabskie nazwy, takie jak Kalif… W ówczesnej Francji nazwy takie jak Kalif kojarzyły się nie tylko z przygoda i egzotyką, lecz także z przekraczaniem barier klasowych i rasowych. Z racji majątku wielbiony był przez kobiety wiadomej konduity. Chłopcy odeszli w cień już zupełnie, gdy poznał najpiękniejszą kobietę Paryża, słynną prostytutkę, morfinistkę i hazardzistkę Paulette (Couyby), osobę, która mogłaby być wzorcem dla postaci Milady z „Trzech Muszkieterów” Dumasa. A może się na literackim pierwowzorze wzorowała? W każdym razie Wasyl, po raz pierwszy chyba zakochany, dał się wplątać w intrygę, która rodzinę Habsburgów kosztowała 400 tys. franków w złocie. Paulette pod hasłem przywrócenia tronu nabrała kredytów, które Wilhelm gwarantował. Międzynarodowy skandal poskutkował ucieczką księcia do Wiednia, gdyż groziły mu wręcz galery. Zaocznie zresztą na Tulon został skazany. Z pomocą Wilhelmowi przyszedł pośrednio Hitler, którym Wilhelm się zafascynował. I zaczął ponownie roić plany utworzenia Ukrainy w aliansie z Niemcami. Wstąpił do NSDAP, został oficerem SS, co biografie skrzętnie pomijają. Ale gdy w 1941 roku najwierniejszy sojusznik zaatakował Stalina i ani myślał tworzyć niezależną Ukrainę, Wilhelm-Wasyl poczuł się oszukany i przeszedł na stronę aliancką montując dość niezdarnie ukraińską siatkę wywiadowczą. Zarówno antyniemiecką, jak i antysowiecką. Wywiady obu stron oczywiście to wiedziały i lekceważyły – do czasu. Jak wiadomo Wiedeń znalazł się po 1945 roku pod okupacją sowiecką. Habsburg został oddany w ręce NKWD i według oficjalnych danych zakończył życie w kijowskim więzieniu 18 sierpnia 1948 roku. Ciało wrzucono do jakiegoś masowego grobu, nie wiadomo gdzie.
A na koniec ciekawostka, cytat z wspomnianej książki – biografii pióra Timothy’ego Snydera „Czerwony Książę. Sekretne życie habsburskiego księcia”.
Kiedy w sierpniu 1947 roku Wilhelm został aresztowany, sowieccy strażnicy zabrali mu zegarek marki Omega. Była to marka noszona później przez Jamesa Bonda. [...] Fikcyjna rodzina Bonda przyjęła nawet habsburską dewizę „Świat to za mało”. Zanim w 1963 roku ujawnił to twórca Bonda Ian Fleming, bardzo niewielu Europejczyków pamiętało jej habsburskie korzenie. Kiedy w 1995 roku James Bond pojawił się z zegarkiem Omega Seamaster w filmie „Golden Eye”, można śmiało założyć, iż żaden spośród osiemdziesięciu milionów kinowych widzów nawet nie słyszał o Wilhelmie.
I w tym jedynym miejscu z Timothym Snyderem można się całkowicie zgodzić.