window.scrollY =  

NIE TYLKO WE LWOWIE

Poza Lwowem próby opanowywania miast i miasteczek nie szły tak gładko, jak Ukraińcy przewidywali.

Drohobycz

W Drohobyczu dała o sobie znać bolszewizująca grupa wywodząca się z diaspory żydowskiej (składająca się głównie z młodzieży i biedoty), która ogłaszając tam miejscowy system rad, zablokowała na pewien czas działania ukraińskich rebeliantów.

Borysław

Inaczej wyglądał stan rzeczy w Borysławiu. Ponieważ sytuacja – podobnie jak we Lwowie – nabrzmiewała, członkowie miejscowego POW samorzutnie (w nocy z 31 na 1 listopada) podjęli akcję rozbrojenia stacjonującej w mieście kompanii żandarmerii austriackiej. Inicjatorem tej akcji był por. Roman Machnicki, który jednocześnie mianował się szefem utworzonej przez siebie Polskiej Komendy Wojskowej. Jednocześnie już 1 listopada (mimo święta) zgłosiło się ok. 200 ochotników (głównie uczniów), z których powołano oddział nazwany Kompanią Borysławską. W skład tego zgrupowania weszła drużyna harcerska im. Stanisława Szczepanowskiego, którą dowodził por. Bolesław Czajkowski (harcmistrz, jego nazwisko widnieje na Liście Katyńskiej). Kazimierz Schodnicki, uczestnik tych wydarzeń, tak pisał we wspomnieniach: Dzień 1 listopada zastał już na ulicach polskie patrole z orzełkami na czapkach. Komendant Machnicki zmobilizował tu oddział Wojska Polskiego. Broni dostarczyła niedobrowolnie rozbrojona węgierska załoga i rozbrojone posterunki żandarmerii. Patrole polskie krążyły po całym zagłębiu, placówki polskie obstawiły wysunięte punkty Hubicza, Mraźnicy i Dąbrowy. Niestety korzystna sytuacja nie trwała długo. Uaktywniły się tutaj grupy lewicowe (głównie żydowskie), które utworzyły tzw. Straż Obywatelską. Patrole tej organizacji napadały na młodych ludzi, często niedostatecznie uzbrojonych. Dochodziło do pobić, zranień etc. Jednocześnie, nie wiadomo skąd, pojawiły się na murach miasta obwieszczenia zawiadamiające, że Straż dba o bezpieczeństwo mieszkańców i należy się podporządkować jej zaleceniom. Wkrótce większość borysławian opowiedziała się za „utrzymaniem spokoju”. 3 listopada doszły do miasta informacje, że zbliża się duża grupa wojsk ukraińskich. Nazajutrz rozgorzał bój o Hubicze (przedmieście od strony Drohobycza). Dowodził tu por. Mieczysław Tyszkiewicz, który dysponował siłą 14 żołnierzy i kilkunastu Orląt, a całe uzbrojenie stanowiło 7 karabinów Mannlichera i Werndla. Zginęło dwoje Orląt, ale wkrótce trzeba było się wycofać. Por. Machnicki wysłał parlamentariuszy do Ukraińców, a ci zażądali bezwarunkowej kapitulacji i oddania broni. Polacy zdecydowali się bronić do chwili wycofania z miasta. Tym bardziej, że wspomniana Straż obsadziła rogatki Borysławia nie dopuszczając jakiegokolwiek zaopatrzenia. Do najkrwawszego boju doszło 7 listopada, gdy zdobytym cekaemem powstrzymano ukraiński atak. Kilkunastu ochotników obroniło szańce, zabijając ponad trzydziestu napastników. Wyróżnili się szczególnie kpr. Weiss i ochotnik-Gruzin Stradin Pleszejew, który polegnie w walkach w połowie 1919 roku. Jednak dalszy opór skazany był na niepowodzenie i groził śmiercią wszystkich obrońców. W nocy z 9 na 10 listopada żołnierze i ochotnicy z Kompanii Borysławskiej w liczbie 120 rozpoczęli przebijanie się z okrążonego miasta. Po ciężkiej walce rozerwano kordon w jednym miejscu. Niestety dwa dni potem Polacy wpadli w zasadzkę na drodze w okolicach wsi Schodnica-Sprynka. Osaczeni zostali wezwani do poddania się. Wówczas por. Czajkowski miał krzyknąć: Chłopcy, jak ginąć, to nie jak barany prowadzone na rzeź. Honorowo! Na bagnety. 

Ukraińcy, zaskoczeni nagłym atakiem, ustąpili pola tracąc kilku zabitych i wkrótce w panice uciekli. Zanim nastał świt, Polakom udało się opuścić to miejsce kierując się dalej. Most pod Samborem był silnie obsadzony przez Ukraińców, zdecydowano się więc pokonać Dniestr w bród. Dwa dni później oddział znaleźli się pod Ustrzykami. Wróg nie wiedział, że nie mają ani jednej sztuki amunicji. Mimo to z dużą dozą tupetu opanowali ustrzycki dworzec. I tu pojawił się po raz pierwszy młody oficer, który zupełnie znienacka wspomógł Borysławskie Orlęta. Zjawił się ze swym oddziałem idąc również z południa. Był nim por. Stanisław Maczek, późniejszy słynny generał. A akcja była dość niezwykła. Gdy Polacy opanowali pomieszczenia dworca, zajechał nań ukraiński pociąg pancerny. Ukraińcy byli tak pewni swego stanu posiadania, że prawie wszyscy wyszli z pociągu na odpoczynek. Podeszli do budynku dworca i wówczas zostali zaatakowani z dwóch stron. W stronę pociągu nie mogli uciekać, bo tam zjawili się żołnierze Maczka. Było to bezprecedensowe w dziejach wojen opanowanie pancernego składu, a jednocześnie pierwszy poważny sukces militarny Stanisława Maczka. 16 listopada Kompania Borysławska dotarła do Sanoka, gdzie tworzono 3 Batalion Strzelców Sanockich pod dowództwem płk. Józefa Swobody, przybyłego tu z grupą Orląt z Krosna. Nieprzypadkowo tutaj. Przecież już w pierwszych dniach listopada Ukraińcy opanowali linie kolejowe Zagórz-Komańcza i Zagórz-Chyrów, aby w ten sposób zamknąć drogi pomocy dla Lwowa. Miejscowi rebelianci współdziałali wówczas z Ukraińską Armią Halicką Semena Petlury, toteż istniała groźba ataku na miasto. Polskie oddziały w połowie listopada przepędziły Ukraińców z okolic Ustrzyk Dolnych zatrzymując się na linii silnie ufortyfikowanego Chyrowa.

Na dalekim południu główną przyczyną fiaska poczynań rebeliantów były epidemie tyfusu plamistego i grypy-Hiszpanki. Wraz z panującym gdzieniegdzie głodem dawało to fatalne skutki.

Czerniowce

Na północnej Bukowinie, w Czerniowcach, niejaki Omeljan Popowycz utworzył Ukraiński Komitet Krajowy, który wezwał na pomoc oddziały Strzelców Siczowych. Mało wiemy na temat oporu Polaków i Rumunów w tym miejscu, dość że do miasta wkroczyły wojska rumuńskie, które zdusiły tutejszą ruchawkę. Nie ulega wątpliwości, że w walkach brała udział miejscowa młodzież, ale nie sposób nic więcej powiedzieć na ten temat.

Stanisławów

Inaczej niestety wyglądało to w Stanisławowie (z woli Sowietów w 1972 r. przemianowanym na Iwano-Frankiwsk i pod tą nazwą znanym obecnie). Ostatni austriacki burmistrz miasta, Artur Nimhin, przekazał władzę Petro Czajkiwskiemu, a ten nakazał natychmiast wywiesić żółto-niebieską flagę. Koszary i składy amunicji również oddano Ukraińcom. Zwrócono się o pomoc do Austriaków, a tych, którzy odmówili, po rozbrojeniu puszczono wolno. Było ich zresztą bardzo mało, bo jak pisze Tadeusz Olszański „dziwnym zbiegiem okoliczności” w ciągu ostatnich dwóch tygodni października wycofywano pułki składające się z Austriaków, Czechów i Polaków, a przywożono te złożone z Ukraińców. Trzeba jednak podkreślić, że sporo było także Węgrów, którzy w większości zadeklarowali chęć powrotu do domów. Polacy byli całkowicie zaskoczeni sytuacją – w mieście przebywało około 100 strzelców i kilku oficerów. Karabinów było również 100, a pistoletów 90. A przecież działał tu „Sokół”, rozwinięty w Związek Młodzieży Niepodległościowej „Zarzewie”, oraz trzy drużyny strzeleckie, stanowiące tak ważne pierwociny dla polskich Legionów. Ważnym i rzutkim tutejszym organizatorem był późniejszy bohaterski generał Stanisław Sosabowski. Wspomniane drużyny strzeleckie zrzeszały grupę ponad 200 młodych ludzi. W większości jednak poszli oni na wojnę. Zostali najmłodsi, którzy chcieli – jak zawsze w naszych dziejach – ruszyć z gołymi rękami na wroga. A oficerów pozostało czterech, może sześciu. Dopiero 3 listopada, gdy Ukraińcy spokojnie opanowali wszystkie instytucje i strategiczne miejsca, zebrała się ta grupka, obwołując swym dowódcą por. Antoniego Deblessema. On zaś swoimi zastępcami mianował Czesława Hofmokla, Gustawa Dobruckiego i Emila Henisa. Konieczność walki o odzyskanie miasta wydawała się oczywista. Gimnazjaliści, uczniowie, czeladnicy tylko czekali na hasło. Ale czym mieli walczyć? Przecież Ukraińcy zajęli koszary, magazyny broni i amunicji, dworce. I opanowali łączność telegraficzną. Miejscowi Polacy byli całkowicie odcięci. Ukraińcom udzieliła wsparcia cała żydowska społeczność miejska, od najbogatszych do najbiedniejszych. Ci ostatni na domiar złego komunizowali, powołując antypolskie komitety robotnicze, milicję itp. Deblessem stawał na głowie, by studzić nastroje. Do tego wszystkiego już po 20 listopada Stanisławów obrał sobie za siedzibę rząd Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej. W mieście i okolicach rozlokował się sztab ukraińskiej armii, a ilość stacjonujących żołnierzy przekraczała kilkadziesiąt tysięcy. Ochotników-Orląt było kilkuset. Dopiero na wieść o zbliżaniu się sił polskich (w maju 1919 roku) zdecydowano się zbrojnie wystąpić w mieście. Wówczas, gdy nie groziło widmo krwawej porażki. I dobrze, że zaczekano. Bo już niedługo Orlęta miały bronić Rzeczypospolitej przed odwiecznym i największym jej wrogiem, który pod nowymi hasłami szykował się do skoku na znienawidzoną Europę.

więcej